powrót na stronę główną
 
 
Dzisiaj jest 12 Października 2024 r. Imieniny: Serafina, Maksymilian, Witold

Tajemnice relikwiarza Świętego Kandyda

W kościele Choroszczańskim jest niezwykła relikwia która może stać się wielka atrakcja dla zwiedzających Podlasie. Bowiem złożona w trumnie postać św. Kandyda nie jest zwykłą rzeźbą wykonaną z tradycyjnego materiału i w tradycyjny sposób. Nie została zrobiona z drewna, kamienia ani metalu, choć ten ostatni, w formie żelaznego drutu, okazał się być ważnym elementem konstrukcji figury. Zamiast twardych i trwałych materiałów użyto tu zupełnie innych surowców - papieru, płótna, bawełny i wosku. Z nich właśnie wykonano rodzaj nagiego manekina, ubierając go następnie w jedwabne szaty. Wszystko po to, by sprawiał wrażenie niemal żywego człowieka. Niemal żywego, gdyż pokazany został w stanie snu, z którego przebudzeniem będzie dopiero zmartwychwstanie. Niesłychanie realistyczna konwencja figury może dziś budzić opory natury estetycznej. Ostateczny efekt nie jest przecież odległy od niemal naturalnej wielkości lalki odzianej w kostium z dawnych epok. Konwencja ta staje się jednak zrozumiała gdy zajrzymy do środka postaci.

W białostockim środowisku panowało dotąd przekonanie, że figura św. Kandyda jest relikwiarzem jednego palca u ręki. Wyrażono taki pogląd w paru publikacjach, jest też powielany na stronach internetowych. Zgodnie z nim całą figurę zrobiono, by stworzyć oprawę dla małego kawałka kości. Przy okazji rozpowszechniana jest miejscowa legenda według której palce świętego zbliżają się do wieka przeszklonej trumny. Gdy go dotkną, nastąpi. koniec świata. Prawdziwości a legendy oczywiście nie sposób na razie sprawdzić. Można natomiast dochodzić, skąd się wzięła co było naprawdę pierwsze: czy sama legend i, na której podstawie domyślano się zawartości figury, czy też na odwrót - przekonanie o zawartości dało początek legendzie.

Bez względu na rozstrzygnięcie tego problemu trzeba stanowczo powiedzieć, że najważniejsza przesłanka, na jakiej opierały się dotychczasowe teorie, czyli zawartość w postaci jednego tylko kawałka kości palca, jest całkowicie fałszywa. W żadnym z palców figury nie ma kości. W figurze jest za to niemal cały szkielet! Można było tak przypuszczać na podstawie analogii. Relikwiarz św. Kandyda nie jest bowiem jedyny w swoim rodzaju. W Polsce zachowało się zaledwie kilka podobnych przykładów, w innych krajach, zwłaszcza w Niemczech, o wiele więcej. Wiadomo o nich, że kryją "święte ciała", jak nazywano dobywane w XVII i XVIII wieku z rzymskich katakumb szkielety. Kości te, uważane wtedy za szczątki męczenników, oblekano w sztuczne, a przy tym bardzo realistyczne ciała. Umieszczane na ołtarzach, były ostatnim w dziejach Kościoła katolickiego tak bardzo spektakularnym przejawem kultu świętych.

Czytelnicy mieliby w tym miejscu pełne prawo zapytać: dlaczego figura św. Kandyda w Choroszczy jest niezwykłym zabytkiem, co podkreślono na początku tego tekstu, skoro nie jest wyjątkiem? To prawda, że zwłaszcza zagranicą można zobaczyć nawet piękniejsze i bogatsze figury tego rodzaju. Ale chodzi właśnie o to, że owe figury można wyłącznie obejrzeć. Turyści je fotografują jako wielką osobliwość, wierni coraz rzadziej czczą zawarte wewnątrz relikwie. Wiedza jednak o tym, co dokładnie znajduje się w takich relikwiarzach i jak były one robione, jest z reguły bardzo skromna. Nawet w publikacjach z zakresu historii sztuki zbywa się te kwestie ogólnikami. I nic dziwnego, zamknięte i opieczętowane relikwiarze skutecznie strzegą swych tajemnic. Konserwacja figury św. Kandyda stworzyła więc wyjątkową okazję ich poznania. Nie wszystkie udało się do tej pory wyjaśnić. Badania, mimo powrotu figury do Choroszczy, wciąż trwają i zapewne przyniosą jeszcze wiele ciekawych rezultatów.

Już teraz można powiedzieć, że święty czczony w kościele choroskim nie jest św. Kandydem z Agaunum, czyli umęczonym według tradycji pod koniec 111 wieku towarzyszem św. Maurycego, a tak właśnie w samej Choroszczy i Białymstoku dotąd na ogół sądzono. W trumnie zachowała się poza figurą nieduża kartka z papieru czerpanego, na której zanotowano po łacinie: "Święte Ciało z Naczyniem Krwi Św. Kandyda Męczennika tak jak zostało znalezione na Cmentarzu Św. Agnieszki dnia 10 marca 1756". Cmentarz św. Agnieszki to słynne rzymskie katakumby Santa Agnese. Święty Kandyd w Choroszczy okazał się więc z całą pewnością Kandydem z Rzymu.

Wiadomo już także, że obecna trumna nie jest pierwszą, a wcześniejsza znalazła się w kościele najpóźniej w 1780 roku, gdy białostocki ślusarz ofiarował do niej francuski zamek. Trudno natomiast powiedzieć, co naprawdę znajdowało się w rozbitym na małe kawałki starożytnym szklanym naczyniu, pochodzącym z pierwszych wieków naszej ery, a towarzyszącym relikwiom, czy też jakie było przeznaczenie dziwnego, pocerowanego kawałka tkaniny umieszczonego w trumnie.

Marek Machowski

Marek Machowski wykłada historię sztuki w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych jako pracownik Międzywydziałowej Katedry Historii i Teorii Dzieł Sztuki. Współautor "Sztuki świata" i "Słownika malarzy polskich". W latach 1978-1980 związany z Białymstokiem, gdzie prowadził zajęcia z historii sztuki w Instytucje Architektury Politechniki Białostockiej.




Strona główna | Kapłani | O stronie

licznik odwiedzin     www.opoka.org.pl